tekst: Agata Marek
Pamiętają Państwo jeszcze film „Dobry rok”, w którym Russell Crowe wcielił się w rolę niezwykle skutecznego, ale i cynicznego specjalisty od finansów? Dopiero powrót do Prowansji, gdzie spędził dzieciństwo, powoduje, że na nowo staje się pogodnym i szczęśliwym człowiekiem – a wszystko za sprawą pięknych krajobrazów, miłości i oczywiście… niezwykłego wina.
Wino ma bowiem tę szczególną zaletę, i to bez względu na to, czy sięgniemy po nie, jak wspomniany bohater, w południowej Francji, słonecznej Kalifornii (przypomina się kolejny przepiękny film , „Bezdroża”), ale także u nas, nad Jeziorem Garda – zawsze przywraca siłę, dobry nastrój i chęć do działania. Już pierwszy łyk wyjątkowego napoju pozwala ukoić nerwy, odnaleźć spokój i wreszcie zasłużenie cieszyć się życiem.
Tymczasem z terapeutycznej mocy tego trunku zdawano sobie sprawę już w starożytności. „Ze wszystkich napojów, wino jest najbardziej korzystne i lecznicze oraz najmniej szkodliwe ze wszystkich lekarstw” – twierdzi Plutarch, jeden z największych pisarzy w starożytnej Grecji. Podobnego zdania, choć wprowadzając pewne ograniczenia co do ilości, był sam Hipokrates, który uważał, że „wino jest doskonale użyteczne i wskazane dla bolejącego. Używane w rozsądnych dawkach pomaga zachować zdrowie”.
Dziś już wiemy, że ojciec medycyny i tym razem wystawił trafną diagnozę: współczesne badania potwierdziły korzystny wpływ wina na nasz stan zdrowia. Rozwiązała się więc i zagadka znana jako „paradoks francuski”, odnosząca się do niezrozumiałej długowieczności obywateli tego kraju. Francuzi, prowadząc styl życia zupełnie podobny do swoich sąsiadów, znacznie rzadziej jednak zapadali na poważne choroby serca i układu krążenia, co przez wiele lat próbowali wytłumaczyć naukowcy. Jako pierwszy podejrzenia co do dobroczynnego działania wina na układ sercowo-naczyniowy powziął w 1979 roku angielski lekarz, Selvyn St. Leger. W 1992 roku wyniki badań, które przeprowadził Serge Renaud, i w których udział wzięło ponad trzydzieści tysięcy mieszkańców znad Sekwany, nie pozostawiły już wątpliwości. Osoba, która regularnie w ciągu dnia sięga po kilka kieliszków czerwonego wina ( konkretnie: od 2 do 5), zmniejsza w ten sposób ryzyko zachorowania na choroby wieńcowe aż o 28-38%!
Co więc takiego jest w winie, że przynosi nam tyle korzyści?
Chodzi przede wszystkim o zawarte w nim związki polifenolowe. To one usprawniają przepływ krwi i tym samym zaopatrywanie serca w tlen, zmniejszając jednocześnie ryzyko tworzenia się skrzepów i procesów zapalnych w naczyniach krwionośnych. Hamują także niebezpieczne reakcje wodnorodnikowe. Kolejne badania wykazały, że te same polifenole mogą także zmniejszać utlenianianie cholesterolu LDL , co sprawia, że rzadziej wystąpią niekorzystne reakcje miażdżycowe.
Wśród związków polifenolowych na szczególną uwagę zasługuje jeden: to resweratrol, który wydaje się głównym odpowiedzialnym za efekt „francuskiego paradoksu”. O jego prozdrowotnym działaniu przekonali się już wcześniej Japończycy, przez których od dawna używany jest jako składnik ziołowych mikstur, niezbędnych do leczenia chorób serca. Posiada także właściwości zmniejszające apetyt (stąd wino w diecie tych, co dbają o sylwetkę).
Ponieważ resweratrol występuje głównie w skórce winogron, odpowiedź na pytanie, czemu właściwie czerwonemu winu przypisujemy wszelkie zalety, zapominając o białym, nie budzi już wątpliwości . To przede wszystkim w procesie fermentacji czerwonego wina, oprócz miąższu z owoców, wykorzystuje się także i owe cenne skórki.
Listę pozytywnych skutków spożywania tego „najpiękniejszego daru bogów dla ludzi”, jak określał wino Platon, ostatnio uzupełniło kolejne odkrycie: czerwone wino, po raz kolejny dzięki resweratrolowi, ma także chronić przed utratą słuchu.
Drodzy Państwo, w obliczu takich rewelacji, nie pozostaje nam chyba nic innego, jak wznieść toast. Salute, za kolejny wspólny, „dobry rok”!
Comments are closed.